Muzyka






niedziela, 20 lipca 2014

VII


VII

Od razu pragnę strasznie was przeprosić ale 
zupełnie zapomniałam że wczoraj był 19. Zapewne 
nowa notka ukazała by się gdyby nie to, że poszłam na 
koncert. Otóż w mojej malutkiej mieścinie nieopodal
Łodzi, zagrał Kamil Bednarek! <3 Stałam pod samą sceną
i było tak cudownie! Po koncercie wrócił się na scenę po
 ręcznik i zaśpiewał jeszcze chyba ze trzy piosenki, a
połowę "Ciszy" śpiewała publiczność ( w tym ja 
oczywiście ) . Koncert przeciągnął się się do 
dwudziestej czwartej i jak wróciłam do domu to
od razu poszłam spać. Tak więc notka ukazuje się
dzisiaj :)  A dedykuję ją tej mojej leniwej przyjaciółce,
co to ją zmuszać musiałam, żeby blogi nadrobiła :* 
KaCe <3

PS wiem, rozdział króciutki, ale nadrobię to następnym ;)






   No więc dzień jak co dzień. Godzę się z dziewczyną, której od zawsze nienawidziłam. Kłócę się z przyjacielem. Całuję się z chłopakiem którego ledwo znam... A co tam! Żyję się chwilą! No chyba, że się nie żyje.
What? O czym ja w ogóle myślę? Nieważne.

     Rano gdy wstałam, spakowałam się do szkoły, ubrałam się i wyszłam na dwór. Oczywiście w pośpiechu poprzedniego dnia zapomniałam zabrać z szafki rzeczy i teraz jak idiotka leciałam do szkoły w samej bluzie mając na nogach trampki. Ślizgałam się na lodzie i było mi przeraźliwie zimno, ale nie chciałam iść do domu po coś do ubrania. Od kilku dni mieszkałam w hotelu. 
     Cieplej okryłam się bluzą i założyłam na głowę kaptur pocierając zaczerwienione dłonie. Przechodziłam właśnie obok jakiegoś spożywczaka kiedy zobaczyłam coś dziwnego. Mianowicie? Blond warkocz znikający za rogiem. Pochyliłam głowę i ruszyłam za jego właścicielem. Minęłam przystanek i wpadłam do jakiejś ślepej uliczki. Kiedy odwracałam się żeby odejść dotarło do mnie jak wielki popełniłam błąd. Ktoś ( hmm... no ciekawe kto? ) popchnął mnie na ścianę i przycisnął mi nóż do gardła. Poczułam jak po mojej szyi cienką strużką spływa krew. Nie, to nie krew. To wcale nie krew. Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. 
Spojrzałam wreszcie na twarz napastnika. Oprócz tego uśmiechu szaleńca, musiałam przyznać, że brzydki to on nie był. Miał długie blond włosy, wyraziste rysy twarzy i oczy koloru zgniłej zieleni. Kiedyś musiały być piękne, ale teraz przesiąknięte złem straciły dawny blask. Szczerze? Było w nim coś takiego co od razu nakazywało się go bać. Mi jednak ( nie wiem czemu, nie pytajcie ) przypominał lalkę Barbie płci męskiej. Może to te włosy? Na prawdę nie mam pojęcia.
      Spojrzałam w te jego okropne oczy i zobaczyłam coś czego oczywiście zobaczyć nie powinnam. Wahanie. Gość zastanawiał się czy mnie zabić a ja rozmyślałam nad takimi błahostkami! 
- Znowu się spotykamy. - powiedział. Nie. On to wyskrzeczał. Normalnie jak ropucha. Kum Kum Rebe Rebe ( jeśli wiecie o co chodzi ).
- Nie znam cię. - odparłam próbując udawać odważną. 
W jego oczach widziałam, że ani trochę mi to nie wyszło. Mimo to grałam dalej.
- Nie szkodzi. Ja znam ciebie. - uśmiechnął się obrzydliwie. - Wiem o tobie o wiele więcej niż ci się wydaje, Dru. Byłem niedaleko w praktycznie każdej chwili twojego życia. - Dodał, a mnie obleciał strach. - Byłem obok gdy rodzice uderzyli samochodem w drzewo, bo niestety zepsuły im się hamulce. Byłem przy tym jak twój brat po raz pierwszy ćpał. Jak myślisz kto mu to zaproponował? - Uśmiechnął się smutno pod nosem. - To były czasy. Ehh, a ostatnio wypiłem sobie herbatkę z twoją babcią. Lubisz herbatę Dru?
- Nie lubię. - odparłam zaciskając zęby. Doskonale wiedziałam, że chciał mnie sprowokować.
- A szkoda. A noże lubisz? - spytał patrząc mi w oczy. - Też nie? A co lubisz?
- Lubię mieć spokój od psycholi. - warknęłam.
- Nie widzę tu żadnych. - wzruszył ramionami.
Nie odpowiedziałam. Usłyszałam kroki w uliczce obok ale wolałam, żeby ten idiota ich nie usłyszał. Kroki stawały się coraz donośniejsze. Teraz już na pewno słyszał.
Po zaułka wpadła osoba której nawet w najśmielszych marzeniach bym sobie tu nie wyobraziła. A jak spojrzała w naszą stronę na jej twarzy odmalował się strach, szok i współczucie. Fajnie tylko chłopaka Crystal mi tu brakowało do kompletu.
- Shiver? - spytał co chwilę przenosząc wzrok ze mnie na blondyna. - Shiver!
I zrobił coś co zaskoczyło mnie najbardziej. Rzucił się na napastnika i razem potoczyli się po ziemi. Jev był silny - jak to futbolista, ale blondyn pokonał go bez trudu i... uciekł. Zwiał.
Brunet wstał, popatrzył na mnie chwilę, wyjął chusteczkę higieniczną z kieszeni i podał mi ją. Popatrzyłam na niego jak na kosmitę ale wzięłam chusteczkę i skinęłam mu głową, przykładając prowizoryczny opatrunek do szyi.
- Kto to był? - zapytał.Wzruszyłam ramionami. - Nic nie mów Crystal.
I odszedł. Zupełnie jakby takie rzeczy były dla niego codziennością. No ale czego się miałam spodziewać? Już sam fakt że mi pomógł graniczył z cudem. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer. Odebrał po pierwszym dzwonku. - Halo?
- Musimy pogadać.
Widać wyczuł że coś jest nie tak.
- Jasne. Za dwadzieścia minut na tyłach szkoły.
Rozłączyłam się. Nadal byłam przerażona. Szybko uciekłam ze ślepego zaułka, w którym sprawy mogły się dziś potoczyć się zupełnie inaczej.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 




3 komentarze:

  1. Rozdział super jak zawsze :D
    A i zazdroszczę koncertu :)
    Teraz czekamy na next

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział fajny, ale krótki. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam :D i pięknie <3 i dziękuję kochanie bardzo za dedykację <3

    OdpowiedzUsuń